Wszystko zaczęło się od tego, że ja, Dobromiła,
Emma, Eve, Maggie,
Mirabelka,
Malwinna
i Siankoo
skrzyknęłyśmy się na wspólne gotowanie. Oczywiście, było kilka warunków:
po pierwsze przepis musi pochodzić z książki kucharskiej (bo gotujemy do akcji Peli)
i być z czekoladą ("Czekoladowy
Weekend" w ten weekend!). Uparłam się na
przedwojenną książkę Marii Disslowej.
I
właśnie wtedy.
Poczułam się jak idealna pani domu.
Mój stan potrwał tylko
kilkanaście godzin, ale lepsze to, niż nic.
Posprzątałam wieczorem w całym
domu, położyłam się do łóżka, zapaliłam najbardziej śmierdząca świeczką
w domu (i szybko zgasiłam, bo mój pokój zaczął mi się kojarzyć
z toaletą w centrach handlowych), wzięłam do łóżka książkę kucharską
i w końcu, prawie w ostatniej chwili wybrałam przepis.
Rano wstałam, założyłam
najbardziej staromo... retro ciuchy, fartuszek i zaczęłam piec leguminę.
I wtedy się skończyło. Ostatnią chwilę mojej
zajebistości widać na zdjęciu powyżej.
Później weszłam do pokoju — fretka
wykopała całą ziemię z mojej dużej jukki, strąciła też kilka doniczek z
parapetu. Cała podłoga mogłaby być jej prywatną piaskownicą, ale ona nie
skorzystała z okazji i beztrosko wybiegła porozpieprzać kwiatki w
innych pokojach!
Ale, posprzątałam i poczułam się
tak dobrze, że postanowiłam zrobić sobie test białej rękawiczki.
Niestety, jestem chujową
panią domu. Zapomniałam o półce z książkami. Już nigdy nie posprzątam.
Powróćmy do książki!
Dlaczego jest taka szczególna?
W „Jak gotować?” przeczytasz
o staromodnych frytkach, pierwszych chipsach i o tym, co to tak
naprawdę są budynie. Gdybyście w XIX wieku poprosili o budyń
z pewnością moglibyście oczekiwać nie tylko mleka z mąką
ziemniaczaną, ale także budyni mięsnych, marchwiowym i, moich ulubionych —
z mózgów cielęcych.
A teraz przedstawiam Wam
niesamowite hasło!
Leguminy. To słodkie potrawy, w zależności od nastroju: naleśniki,
budynie, suflety, kremy i puddingi. Powinnam pewnie napisać, że
zrobiłam pudding, ale... czy to nie jest tysiąc razy piękniejsze słowo? :)
A
oto jest oryginalny przepis, z którego korzystałam:
Niestety, jest jedna
poważna wada w przepisach kucharek sprzed epoki mikserów i piecyków elektronicznych. Upiec, znaczy napalić w piecu i wstawić do niego
ciasto. Nie ma stopni Celsjusza, Fahrenheita czy innych centymetrów. Dlatego
podaję przepis zainspirowany przepisem z książki, nie skopiowany.
Przepis
na 2 porcje:
2 jajka (białka i żółtka osobno)
1/2 tabliczka czekolady
3 łyżki cukru
2 łyżki masła
1 płaska łyżka mąki pszennej
skórka i sok z 1/2 cytryny
kapka oleju
jako dodatek: lody
o ulubionym smaku
Czekoladę rozpuścić z masłem
i cukrem. Białka ubić na sztywną pianę.
Masę czekoladową zdjąć z ognia, lekko ostudzić,
wymieszać z żółtkami, sokiem i skórką z cytryny.
Mąkę przesiać do białek, dodać do nich
czekoladę i delikatnie wymieszać.
Małe naczynka do zapiekania posmarować
wewnątrz odrobiną oleju i wlać do nich ciasto.
Zapiekać
przez 15–20 minut w 170 C.
Podawać
razem z ulubionymi lodami.
Zaszalałaś z tą leguminą, wygląda naprawdę rozpustnie ;)
OdpowiedzUsuńBoska i klimatyczna ;D
OdpowiedzUsuń...ale smakowicie wygląda ;D
OdpowiedzUsuńFajna :) Moja babcia robiła kiedyś coś takiego. Ciekawe, czy smakuje podobnie? Muszę sprawdzić ;)
OdpowiedzUsuńwow ,ale to fajne i pyszne ;d
OdpowiedzUsuńA z Ciebie jaka śliczna porcelanowa laleczka!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńO właśnie o takie coś mi chodzi. Laleczki nie sprzątają! :D
świat laleczek w posiadaniu fretki rządzi się swoimi prawami;)
UsuńWycieczki do świata starych książek kucharskich bywają bardzo przyjemne i jak się okazuje mogą być smakowite.
OdpowiedzUsuńDzięki za dołączenie do akcji. :)
Legumina brzmi dużo fajniej i ciekawiej niż pudding :) Bardzo dziękuję za przyłączenie się do Czekoweekendu :) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWspaniale się czyta takie posty :) A legumina bardzo smakowita Ci wyszła :)
OdpowiedzUsuńEch, za leniwa jestem na takie książki... Choć w pewnym sensie mnie fascynują :)
Czy te wszystkie desery nie wpływają na urok twarzy - poprawiają też nastrój - udoskonalają koloryt cery ?
OdpowiedzUsuńA może to wpływ czaru i magii?
Witaj, jestes super gospodynia i swietnie gotujesz. Masz na blogu wspaniale przepisy i zdjecia. W leguminowym poscie, z ktorego zreszta skorzystalam, leguminak wyszla swietna, jest tylko jeden zgrzyt: czemu zapaskudzilas przepis slowem "chujowa"? Brzmi koszmarnie i jest niegodne Ciebie i twoich przysmakow...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, bede kibicowala,
Magda