Nie wyspałam się, ale napisałam. Oto
jedyny, niepowtarzalny i bardzo rzetelny. Przewodnik po Holandii od Wiery!
1.
Wiatraki, rowery...
Holandia znana jest
głównie z wiatraczków, rowerów i marihuany. Poza tym są oczywiście
aborcje, prostytucje, zawodowe czarownice (które mogą odpisać sobie koszt nauki
od podatków), eutanazje i inne takie rzeczy, ale to już nie grzeje tak
bardzo.
Wiatraki są jak budynki
— identyczne. To jeden z wiatraków w Kinderdijk, podobno najczęściej fotografowany
obiekt w Holandii. To także wiatraki ze Schiedamu, Hagi, Rotterdamu i
wszystkich innych miast. W ciągu tygodnia znalazłam tylko jeden inny
wiatrak.
W remoncie.
O rowerach pisałam
ostatnio. Rowerzyści nie uważają na nikogo. Podobno Holendrzy z automatu
nie zdają egzaminu na prawo jazdy, jeżeli po zgaszeniu samochodu nie upewnią
się, że nie nadjeżdża rowerzysta.
Mimo, że rowerzysta to
święta krowa i prawie pojazd uprzywilejowany — przestrzegać przepisów
musi. Kary za wymykanie się przepisom są takie same jak dla innych kierowców.
Kiedy jest się
w tym kraju na każdym kroku widzi się wodę. Kanały są wszędzie,
a w nich mnóstwo ptactwa. Kaczki, mewy, perkozy, czaple, bociany są
na porządku dziennym.
W Holandii jest mało
lasów, a pola działają pełną parą. Zamiast tego mają mnóstwo autostrad. Dlatego krowy, konie i owce pasą się tuż przy drogach ekspresowych.
Moim hitem był wypas owiec, który znajdował się nie tylko obok drogi, ale także
obok wysypiska śmieci. Yummy!
2.
Coffeshopy
To sklepy, które
najbardziej cieszą mordkę nastolatków. Oprócz marihuany można tam kupi kawę
i ciastka. Przynajmniej tak kiedyś słyszałam. Na miejscu okazało się, że
na półkach zalegają tylko kolekcjonerskie eksponaty zielska i tytoń
o smaku śledzia.
Oprócz coffeshopów są
też sklepy, w których można dostać wszelkie gadżety związane
z marihuaną. Od breloczków do kluczy i koszulek, po podpaski i...
żelki o smaku spalonej opony. Smacznego!
3.
Holendrzy vs reszta świata
W pewnym momencie
historii Holendrzy stwierdzili, że mają za dużo w dupie. Zaczęli zamykać
sklepy tak, żeby zjeść obiad z rodziną, nie pracowali w fabrykach
i w szklarniach przemysłowych. Teraz dziwią się, że niektóre osiedla
przypominają bardziej południe świata niż północ :)
Ze względu na położenie
Holandia to państwo portów. Zapewne stąd upodobanie do ogromnych,
nieotwieranych okien. Wcześniej mieszkańcy nie zasłaniali okien żadnymi
firankami. Ba, nawet ścianę naprzeciwko okna robili z... szyby, żeby Bóg mógł
ich przejrzeć na wylot. Niestety, obcokrajowcy też zaczęli się przyglądać życiu
Holendrów i podejście się zmieniło. Niektórzy mają firanki,
a niektórzy koper włoski.
4.
Atrakcje turystyczne
Zwiedzanie warto zacząć
od Amsterdamu, bo jeżeli zwiedzimy wcześniej kilka miast, to Amsterdam już nie
zrobi takiego wrażenia. a w stolicy obowiązkiem jest przepłynięcie się
kanałami (w porcie jest pełno stateczków, a bardziej, lub mniej uprzejmy
naganiacze potrafią zaciągnąć nas prosto na siedzenie i kupić
zdezorientowanemu turyście bilet). Po reszcie atrakcji możemy zostać oprowadzeni przez kogokolwiek. Wystarczy zapytać się w sklepie :)
W
Amsterdamie warto też wejść do sklepu z serami. Nazywa się "old
Amsterdam cheese store" i sprzedaje się tam wszystkie rodzaje
holenderskich serów.
Następny na turystycznej
liście jest Katwijk. To miejscowość, która leży nad Morzem Północnym. Jeżeli
zatęsknicie za bałtyckim klimatem i porozbieranymi wielorybami, to...
... nie macie na co
liczyć! Nad holenderskim morzem zawsze wieje, a mieszkańcy chowają się
w specjalnych budach. Tyłem do morza. Warto wspomnieć, że naprzeciwko plaży stoją bloki. Wszyscy mają niezły widok.
I dochodzimy do punktu
najbardziej interesującego: Alkmaar i targ serowy. W każdy piątek, od
10 do 12.30 inscenizowane jest wielkie, serowe przedstawienie. Handlarze wychodzą ze sklepów,
zakładają chodaki i ruszają na plac w Alkmaar. Tiry przywożą ogromne
goudy, które wystawiane są na placu pod katedrą. Widowisko jest dobrze
przemyślane: ważenie serów odbywa się na historycznej wadze, tragarze roznoszą krążki
po placu, a od czasu do czasu nowe porcje dowożone są w łódce.
5.
Kuchnia Holenderska
Coś
niesamowitego. Żeby nie było nieprzyjemnie w każdym przewodniku znajdowałam
informację o tym, że "jest to kuchnia uboga". Autorzy się nie
pomylili.
Holender ma na talerzu jedzenie z supermarketów odgrzewane w mikrofalówce. Bardziej wybredni jedzą ziemniaki, mięso, rzepę, buraki.
Holender ma na talerzu jedzenie z supermarketów odgrzewane w mikrofalówce. Bardziej wybredni jedzą ziemniaki, mięso, rzepę, buraki.
Ciekawe jest
puree ziemniaczane. Spotkałam tylko dwie wersje: z gotowaną marchewką i endywią.
Tak, tak, bełtane razem z ziemniakami :)
Nie można zapomnieć
o rybach. Państwo z taką ilością wody zobowiązuje. Największą dumą
holendrów jest śledź. Młode matjasy, są sprzedawane w obwoźnych
budkach, praktycznie w każdym mieście.
Punktem obowiązkowym są też sery! Gouda, Mazdamer, Edam... mimo, że robią
straszną furorę, a Holendrzy sami nazywają siebie "państwem smakoszy
sera", to spożywają je głównie na kanapkach, albo solo. Wymyślili kiedyś
zupę serową, niestety, szybko okazało się, że ubiegła ich Szwajcaria.
A teraz holenderski
przepis na zachętę! Ziemniaki z endywią zrobiła nam moja siostra, u której mieszkaliśmy. Głupio mi było celować aparatem w talerze, więc zdjęcia brak :)
Przepis
na 4 porcje:
250g ziemniaków
4 garście endywii
(umytej i pokrojonej)
2 łyżki masła
30 ml śmietanki
sok z cytryny, sól,
pieprz
Ziemniaki ugotować do
miękkości w osolonej wodzie.
Endywię doprawić solą,
pieprzem i sokiem z cytryny (w bardzo tradycyjnej wersji octem).
Kiedy ziemniaki będą
gotowe, odcedzić je i przecisnąć przez praskę. Śmietankę przez chwilę
podgrzać w małym rondelku, na najmniejszym ogniu. Zdjąć ognia
i dodać do ziemniaków. Dodać też pokrojone na małe kawałki masło
i energicznie wymieszać.
Do puree dodać
doprawioną endywię i dokładnie wymieszać.
Fajny ten Twój mini-przewodnik po Holandii. Oczywiście najbardziej podoba mi się targ serowy, oglądałam już o nim również kilka programów telewizyjnych i kiedyś na pewno się wybiorę. A teraz patrzę sobie na Twoje zdjęcia i lekko zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńwow, w Amsterdamie byłam jeden jedyny raz jeden dzień w życiu (wiesz, wycieczka objazdowa, jeden dzień na zwiedzanie "żelaznych" atrakcji Holandii, czyli właśnie coffee shopy, rejs, dzielnica czerwonych latarni etc) i miasto jakoś mnie nie porwało. Ale przewodnik jest boski. Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl bloga, cieszę się, że tu trafiłam :) Dobrze w końcu poczytać o kulturze, którą znało się właśnie jedynie z tej 'legalności' i wiatraków :D
OdpowiedzUsuńHolandia jest urocza, a twoja relacja bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńFajny przewodnik- z duszą :) Takie relacje z pierwszej ręki odpowiadają mi o wiele bardziej niż te książkowe
OdpowiedzUsuńKuchnia jest uboga, to prawda, ale ta tradycyjna. Kalwinistyczna Holandia nie przywiazywala wagi do uciech podniebienia.
OdpowiedzUsuńObecnie Holendrzy jadaja duzo bardziej urozmaicone jedzenie niz np. Polacy, bo chetnie korzystaja z kuchni przybylych "nowych"Holendrow. Procent ludzi odgrzewajacych gotowca w mikrofali jest mniej wiecej taki jak w Polsce. Najczesciej robia to mlodzi ludzie,samotni, mezczyzni itp. Jeszcze nie spotkalam rodziny z dziecmi w ktorej na stole pojawilyby sie gotowce. Holendrzy dbaja zeby jedzenie bylo urozmaicone szczegolnie aby byly w nim warzywa.
Nie spotkalam sie natomiast aby jedli takie kanapki do ktorych ja jestem przywzyczajona: z pomidorem,ogorkiem, rzodkiewka i szczypiorkiem oraz wszsytkim co sie jeszcze na kanapke zmiescie i do niej pasuje.