Przeżyłam traumatyczne chwile.
Przeczytanie komentarza pod wcześniejszym postem dziwnie zbiegł się z małym
robaczkiem, którego miałam okazję ubić
w, olaboga, swoim pokoju.
w, olaboga, swoim pokoju.
Wybitnie leniwym zacytuję:
"Uważaj, żeby meble z takich
graciarni nie sprowadziły ci do domu jakiegoś robactwa, najlepiej czymś
przetrzeć co nie zniszczy mebla. Często się o tym słyszy, że meble z niewiadomego
pochodzenia mogą zapoczątkować jakąś plagę, piszę o tym, bo sama przez to
właśnie przechodzę, i jest to gorsze niż remont! Ja remonty lubię,
przynajmniej jest ciekawie :):)"
I właśnie w tym momencie
zauważyłam sporego owada. Ciut ponad centymetr, czarne, że skrzydełkami.
Przyleciało sobie na ścianę, łaziło w górę i w dół...
I nagle... KLAPS!
Robak rozmaślony na ścianie, idę
ucieszona myć kapcia. Ale wokół śmierdzi... zgniłą kolendrą. Kiedyś, w wyjątkowo
obskurnym motelu ubiłam pluskwę i to był dokładnie ten sam zapach. Od tej
pory nie jestem uczulona na zapach liści kolendry.
Rozkręciłam natychmiast swój mebel niewiadomego
pochodzenia, przejrzałam wszystkie szczeliny z latareczką i nic.
Wiadomo, trzeba poznać swojego wroga, więc poczytałam najpierw naukowe
publikacje o pasożytach, później fora internetowe. Zapisałam też numery do
kilku firm, które zajmują się dezynfekcją i innymi takimi rzeczami.
Przed snem sprawdziłam wszystkie materace i potraktowałam parą szczeliny w listwach
przypodłogowych.
Rano znalazłam kolejnego osobnika na
ścianie. Zamknęłam go w małym słoiku, wyczekałam jak na szpilkach do 10 i
natychmiast pobiegłam do sklepu ze środkami owadobójczymi.
Pan akurat podjechał swoim składakiem i zaczął grzebać w wyjątkowo głębokiej sakwie rowerowej. Długo wyjmował klucz i
otwierał drzwi. Zaczaiłam się na rogu i wepchnęłam się z obłędem w oczach
10 sekund po otwarciu sklepu (10! Liczyłam na rogu, żeby nie być zbyt
upierdliwą). Od progu, bez żadnych zbędnych wstępów zaczęłam swój ryk:
— Panie, pomóż! Pluskwy mam, jak menel
jakiś albo emigrant!
— Alęproszempoczekać — zdezorientowany
pan sprzedawca odłożył kanapkę i wysoko podniósł brew — w naszym
klimacie rzadko są pluskwy. Dużo ich? Gdzie mają gniazda?
— Nie wiem, gdzie! Sprawdziłam
wszystko: materace, kanapy, drewniane meble, nawet ramę z babcinego
Jezuska rozbroiłam... Takie są! Już dwie widziałam!
I w tym momencie wyjęłam z czeluści
torby słoiczek z robakiem. Pan patrzy, wytrzeszcza oczy...
— Przecież to nie jest pluskwa.
— Jak to nie?! — wypuściłam robaka —
Zabij pan, sam zobaczysz!
I spanikowana ubiłam go futerałem od
okularów. Od razu rozniosła się obrzydliwa woń. Pan wyszperał coś w wyszukiwarce
i podłożył mi pod nos obrazki w guglach.
— Patrz pani, tak wyglądają pluskwy.
To nie jest to. Ale zadzwonię do żony, upewnię się.
Po kilku chwilach mieli gotową
odpowiedź. To zajadek
domowy. Też pluskwiak, ale nie jest pasożytem, a drapieżcą (żre małe
pająki, muszki i pluskwy. Trudna to przyjaźń, ale można pokochać).
Ufff... jak to dobrze, że nie każda pluskwa jest TĄ
pluskwą. Zanim spanikujecie, jak ja, sprawdźcie chociaż zdjęcia w wyszukiwarce.
A po takich strasznych przeżyciach proponuję coś
lekkiego i żółtego. Trochę słońca przyda się w takich nerwach. No i nie wymaga
wielkiego planowania. Sałatę z takim dressingiem robi się w minutę, jeżeli
macie zachomikowany chutney
mango.
Przepis
na jedną sałatkę:
2 łyżki
sosu mango
1 łyżka oliwy z pierwszego tłoczenia
1 łyżka zimnej wody
odrobina soku z limonki
Wszystkie składniki wymieszać. Idealnie smakuje z samą
sałatą, albo z lolitką.
Świetne masz posty:] Dobrze, że to nie jakiś obrzydliwy, upierdliwy robak!
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z historii o robaczku. Dressing mango super :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLepiej dmuchać na zimne :) mango też fajnie sprawdza się w sałatkach.(moje nowe odkrycie)
OdpowiedzUsuńKurczę, ale namieszałam. Nie wiedziałam, że będziesz miała pożytecznego robaczka akurat, kiedy napisałam mój komentarz...Teraz mi głupio. Moja koleżanka miała pluskwy jak wzięła używaną kanapę, ja mam co innego i nie wiem dokładnie skąd to się wzięło. Nie ma co panikować, ale dobrze być przygotowanym na takie historie, bo niestety się zdarzają (w naszym klimacie)...Cieszę się, że wszystko jest ok i przepraszam, że mój komentarz przysporzył Ci tyle nerwów. Pozdrawiam Natalia
OdpowiedzUsuńW zasadzie to twój komentarz dziwnie zbiegł się z tym zajadkiem. Przedziwnie sie to wszystko układa :)
Usuń