Dzisiaj
będzie o rzeczy, którą poloniści słyszą średnio 4–5 razy w roku (a
powinni tylko dzisiaj). o tym dlaczego mówi się do siego, a nie dosiego
i co to w ogóle za Dosia jest...
W dawnych czasach, kiedy
kobiety miały włosy na klacie, a mężczyźni zbierali jagody Słowianie
różnie określali odległość:
Kiedy
coś było daleko, to tradycyjnie mówiono, że w chuj daleko.
Czasami
można było opisywaną rzecz zobaczyć i wtedy mówiono, że jest to to
drzewo, tamta dziewczynka i tak dalej.
No,
ale jeszcze można było opisywać zięciowi swoją córkę, która tradycyjnie musiała
spuścić oczka i nie wypowiadać się. Wtedy mówiono, że jest to sia
dziewczyna. Czyli ta, która stoi najbliżej.
Jeżeli
mówicie do siego roku! to nie życzycie swojemu wujkowi przyjemności od żadnej
Dosi, ale… mówicie zwyczajnie do zobaczenia. W przyszłym roku.
I
właśnie w oparach alkoholu, niewiedzy i Dosiowego oddechu spotkała mnie wczoraj niezręczna
sytuacja.
[kolega] po wieczornej posiadówie, zakłada płaszczyk
i wychodzi. Nagle staje i poważnie stwierdza: I… do siego roku.
[Wiera]
zakłopotana, bo w końcu nie będę tłumaczyć, wybieram opcję dyplomatyczną: No, do zobaczenia.
[kolega]
niezwykle zbulwersowany Chyba nawzajem!
Tak.
Żebyśmy się nawzajem zobaczyli :)
Ciocia
Wiera uczy i wychowuje. Bawcie się dobrze, hucznie i nie zapominajcie o językowych wpadkach!
Ech, ja nie rozumie co Ty tu napisałaś. Tak czy inaczej, niech to będzie dla nas dosi rok, hehe!
OdpowiedzUsuńsetnie się ubawiłam :)
OdpowiedzUsuń:) mnie też to drażni...
OdpowiedzUsuńTak!!! Znalazłam bratnią duszę! :)
Usuń