niedziela, 23 marca 2014

Kruche rogaliki z budyniem (jak szukać i nie znaleźć?)


Moje roztargnienie zaczęło się w podstawówce. Potrafiłam zostawić plecak w klasie zaaferowana zabawą na szkolnym podwórku i, jak gdyby nigdy nic, pomaszerować do domu. Bez plecaka, oczywiście. Jeżeli nikt nie zauważył, potrafiłam sobie przypomnieć o braku tornistra dopiero wieczorem, kiedy mama męczyła mnie, żebym pokazała zeszyt.
W gimnazjum zostawiałam kosmetyczki i właściwie to był jedyny powód, dzięki któremu nie chodziłam wymalowana (no, chyba, że zgarnęłam kredkę mojej siostry. Wtedy, ku niechęci dyrektorki, przychodziłam do szkoły pomalowana na pandę).
W liceum zgubiłam portfel. Nie miałam o tym pojęcia aż wieczorem, do drzwi zadzwonił postawny facet i oddał mi portfel. Byłam tak zaskoczona, że ledwie powiedziałam dziękuję (zaprosiłabym na kawę, ale byłam zbyt zszokowana. Jeżeli pan to czyta — naprawdę jestem wdzięczna!).
W tamtym tygodniu zgubiłam klucze. Jestem dzieckiem "z kluczem na szyi" i to była jedyna rzecz, której NIGDY nie zgubiłam. Bo zgubienie kluczy równało się z kilkugodzinnym wystawaniem pod klatką.
Postanowiłam ich szukać i dzięki temu przeszłam wszystkie etapy rozpaczania po stracie:
1. Zaprzeczenie
"Nie, ja wcale nie zgubiłam tych kluczy, ona muszą gdzieś tu być!"
Początkowo sprawdziłam wszystkie miejsca, w których zazwyczaj zostawiam klucze. Półka na książki, szafki, torebki... Później wszystkie miejsca mniej oczywiste — podłogi pod meblami, za szafkami, pralką. Pustka.
2. Bunt
"Dobrze, zgubiłam, ale muszą być gdzieś w domu. Chrzań się!"
Sprawdziłam wszystkie absurdalne miejsca: lodówka, zamrażalka, szafki z ubraniami, piwnica, pralka. Nie ma.
Pochodziłam po wszystkich pubach, w których byłam w ciągu ostatniego miesiąca i po wszystkich marketach. Zadzwoniłam do mpk. Nic.
3. Etap negocjacji
"Wymienisz zamki a ja oddam, znajdę sobie pracę"
4. Depresja
"Nie rozumiesz?! To jest moja osobista tragedia! To jest jak zgubienie słynnego obrazu! Jakby ci Picasso przepadł!"
Po takich i innych jękach wszyscy twierdzili zgodnie: "Zamknij się. Ludzie mają gorsze problemy".
5. Akceptacja
"No dobrze, mam trochę odłożone, wymienię, na razie jeden zamek."
Zrezygnowałam i zaczęłam przeglądać oferty. 
Całkiem zadowolona ze swojego wyboru ruszyłam dupsko sprzed komputera, wzięłam lżejszą kurtkę i... wypadły mi z niej klucze.

Akcja trwała łącznie trzy dni i wszyscy mieli mnie poważnie dosyć. Przeprosiłam ich kruchymi rogalikami z domowym budyniem waniliowym. A inne rogaliki z wanilią możecie znaleźć na blogach Mirabelki i Shinju.

PS Liczę na jakieś historie pokrzepiające, bo czuję się jak największa pierdoła na świecie.

Przepis na 16 rogalików
ciasto
220 g mąki pszennej
niecała łyżeczka proszku o pieczenia
100 g masła
4 łyżki cukru
1 jajko
3 łyżki śmietany 18%
Mąkę przesiać z proszkiem do miski, następnie przesiać na stolnicę. 
Masło pokroić na drobne kawałki i razem z cukrem dodać do mąki. Zarobić nożem (czyli rozdrabniać w mące).
Dodać jajko, dwie łyżki śmietany, wyrobić rękoma. Jeżeli ciasto będzie suche dodać śmietanę.
Uformować kulę, włożyć w folię i trzymać w lodówce.
krem budyniowy
300 ml mleka
50 g cukru pudru
3 żółtka
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1/2 laski wanilii
Mleko zagotować w rondelku i odstawić.
Żółtka ubić z cukrem na puszystą masę. Ciągle ubijając dodać mąkę (stopniowo, najlepiej po łyżeczce), następnie cienką strużką (cały czas miksując!) wlać mleko.
Do masy wmieszać ziarenka z 1/2 laski wanilii.
Całość przelać do rondelka i gotować na najmniejszym ogniu, nieustannie mieszając. Zdjąć z ognia, kiedy masa będzie troszeczkę bardziej gęsta niż budyń.
robienie rogalików
Ciasto rozwałkować na grubość 1/4 cm. Wyciąć 8 kwadratów o boku 9 cm i przeciąć je po przekątnej.
Łyżeczkę budyniu położyć przy najdłuższym boku i zawinąć ciasto do wierzchołka. Uformować podkówkę. 


Piec w 180 C przez 20 minut.  


 http://mirabelkowy.blogspot.com/2014/03/waniliowy-weekend-v-zaproszenie.html

7 komentarzy:

  1. Może pocieszy Cię to, że nie tylko Ty masz takie problemy - też wszystko gubię albo zostawiam w dziwnych miejscach...Czasem się zastanawiam, czy ktoś mi psikusów nie robi :-)

    Twoje rogaliki wyglądają obłędnie. Co prawda nie przepadam za nadzieniem budyniowym, ale z dżemem albo jakimś nadzieniem bakaliowym zjadłabym takie ciacho. Zapisuje przepis do wypróbowania!

    PS. Piękny blog i bardzo apetyczne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój patent na niegubienie rzeczy w domu: nic nie odkładać na miejsce;)
    W ten sposób wszystko jest tam, gdzie było używane po raz ostatni.

    Gdybym tylko wiedziała, gdzie ostatnio (czyli przed rokiem) używałam książki z biblioteki...

    PS.A na takie rogaliki ode mnie nikt nawet nie liczy - jestem zbyt leniwa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja miałam podobnie, tyle że plecaka zapominałam wziąć z domu do szkoły :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ciągle gdzieś gubię telefon. Doprowadza mnie to do furii! Ostatnio jednak tak się zakręciłam że wyszłam z rossmanna z koszykiem. Przeszłam prawie całą ulicę zanim się zorientowałam.
    Już nawet uwierzyłam, że świat stał się lepszy bo wszyscy ludzi których mijałam się do mnie uśmiechali eh..mina ochroniarza, gdy weszłam, położyłam koszyk i wyszłam...bezcenna! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały felieton,tez walczę z roztargnieniem na różne sposoby z mniejszym lub większym efektem najbardziej spodobała mi się "depresja"na tym zazwyczaj kończę.Ostatnio ćwiczę pamięć tzn gdy kładę telefon po prostu mówię w myślach "kładę telefon na biurku" zaczyna skutkować!
    Rogaliki wykorzystam przy pierwszej nadarzającej się okazji. Dziękuję!
    Pozdrawiam.
    Wiesława.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ostatnio nie mogła biletu znaleźć - kupuję 10cio przejazdówki, użyłam dopiero raz. Myślałam, że mnie szlag trafi. Okazało się, że był w kieszeni spodni... Heh...
    A rogaliki wspaniałe, z nadzieniem budyniowym to zdecydowanie coś dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam w domu śmietany, czy jest coś czym mogę ją zastąpić?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...