Uwaga!
Dzisiaj mowa o seksie, brudzie i przekleństwach. Wrażliwców proszę o zaopatrzenie
się w czarną kartkę, żeby zasłonić tekst.
Nie
wiem, czy to powracająca stale zima, czy wiosna (przewidywana), czy to po
prostu jakaś zbiorowa choroba psychiczna…
Ludzie! Wy jesteście
nienormalni.
Pierwsze: wsiadanie do tramwaju. Coraz częściej widzę osoby, które
drą się na pasażerów, że w drzwiach stoją (o 17, obiboki jedne!), albo
łapią się w nieodpowiednich miejscach. I tak właśnie zostałam opierdzielona w tym
tygodniu już kilka razy. Jako, że mam „metr pięćdziesiąt w kapeluszu”
dostało mi się nawet za to, że trzymam się poręczy foteli, bo do tych
sufitowych nie dosięgam.
I, żeby nie było: to
była osoba w wieku, po którym nie spodziewałabym się takiego zachowania.
Taki niby rozsądny 40-latek, a okrasił piękne złożone zdanie „kurwami” i „ja
pierdolę’ami”.
Drugie:
seks. Może ja za głupia jestem,
może nie poczułam okresu godowego, nie widzę wiosny, więc to troszeczkę mnie
zmyliło. Ale żeby wszędzie łapać swoje dziewczyny za tyłki? Ostatnio sikałam
sobie beztrosko przy akompaniamencie dwóch ciumkających osób z toalety
obok. I to naprawdę jest obrzydliwe, bo wtedy, o 18:30 kible
uczelniane są brudne, klamki lepią się tak, że strach dotknąć gołą ręką. A dwie
osoby w tak obrzydliwych warunkach po prostu uprawiały seks. No genialnie,
romantyczny zew natury. Mam nadzieję, że nabawili się nowego ekosystemu na
genitaliach.
Trzecie:
narzekanie na pogodę. Teraz coś o mnie. Stoję sobie ja, w sukience, trzy pary cienkich
rajstop. Czekam. Czekam. Czekam. Muszę iść do sklepu, bo zrobiłam się strasznie
głodna. W tym czasie tramwaj zdążył przyjechać i odjechać. Tak, tak,
beze mnie. Czekam więc dalej. Po 40 minutach zamarzły mi nogi, zaczynam kucać,
ale to też niewiele pomaga. W końcu wsiadam, dojeżdżam i jestem w domu.
Od progu skarżę się na to, że zamarzłam, że chyba mam gorączkę i trzęsę
się jeszcze przez godzinę. Ale ja muszę wkurwiać ludzi.
Ale
ja wiem, wybaczam wszystkim, a szczególnie sobie. Ledwo wiosnę poczuliśmy,
a tutaj już zima.
Na pocieszenie: idealne
muffiny brownie z masłem orzechowym. Są świetne!
Przepis
na 8 muffinek:
100g czekolady
70g masła
130g mąki pszennej pełnoziarnistej
50g cukru
100ml mleka
1 jajko
8 łyżek masła orzechowego
Czekoladę posiekać, rozpuścić razem z masłem na małym ogniu. Zdjąć z ognia
i studzić przez kilkanaście minut. Po tym czasie wymieszać z mlekiem
i jajkiem.
Mąkę wymieszać z cukrem, następnie stopniowo dodawać płynne składniki.
Jeżeli ciasto nie jest półpłynne dodaj więcej mleka.
Ciasto przełożyć do foremek i dodać na wierzch po
łyżce masła orzechowego.
Piec w temperaturze 180 C przez 10–15 minut.
Inspiracją do przepisu było brownie Maggie.
wyglądają zabójczo !
OdpowiedzUsuńo rany, wyglądają ekstra!
OdpowiedzUsuń...ale smakowicie wyglądają ;D
OdpowiedzUsuńTa skorupka z masła orzechowego mnie przyciąga :) Pychota!
OdpowiedzUsuńmuszą smakować przepysznie :)
OdpowiedzUsuńCo do podróży komunikacja miejską dobrze Cię rozumiem, bo to moja codzienność niestety. Ale ja już się uodporniłam i po prostu stosuje zasadę pt. słuchawki na uszy i jestem w swoim świecie;) więc nawet jeśli "uprzejma" staruszka mi burczy nad uchem bo coś jej nie pasuje to ja i tak tego nie słyszę;)
OdpowiedzUsuńMuffinki cud miód:)
Ech, jak ja uwielbiam transport publiczny. Toalety publiczne zreszta tez, choc dawno mi sie nie zdarzylo byc swiadkiem (nausznym tudziez naocznym) czynnosci seksualnych uprawianych w tychze. Jakos nie jest mi przykro z tego powodu.
OdpowiedzUsuńTaki muffin pewnie zaciera przykre wspomnienia. Wystarczy popatrzec i geba sie smieje.
Tak, znam ten ból można by rzec :P Komunikacją miejską podróżuję codziennie i często jestem świadkiem różnych dziwnych sytuacji, wredoty i złośliwości współpasażerów, przepychanek, bitwy o siedzenia itp. Muffiny za to piękne, no i moje ulubione połączenie czekolada-masło orzechowe... Bosko! ;)
OdpowiedzUsuńooo tak komunikacja miejska rozpieszcza.. a ludzie w dzisiejszych czasach to chamy, naprawdę.
OdpowiedzUsuńale takie muffinki potrafią poprawić humor.:)
Jak ja lubię czytać Twoje posty :) Tylko muszę to robić, jak jestem sama w domu, bo śmieję się głośno sama do siebie, i nie umiem później C. wytłumaczyć, co mnie tak rozbawiło ;)
OdpowiedzUsuńW autobusach czytam książki. Nikt nawet nie próbuje przeszkadzać ;)
A muffiny wyszły Ci boskie, mmm...
Takie muffinki na pocieszenie są w sam raz. Zresztą nie tylko na pocieszenie a na każdą, absolutnie każdą okazję :-D
OdpowiedzUsuńnie masz pojęcia jak się cieszę, że dieta sie skończyła!
OdpowiedzUsuńojeny, dobrze wiem o czym mówisz :D A jak usiądziesz, to też źle, bo nawet jak są miejsca to taka młoda przecież może sobie postać, nieważne, że ma ciężką torbę czy stała cały dzień, ale ma przecież takie młode nogi. A potem dosiada się miła staruszka i opowiada historię całego życia, bo to takie interesujące :P
OdpowiedzUsuńJuż wiem, jakie wyzwanie postawię sobie następnym razem, kiedy będę mierzył się z domowymi wypiekami, będą to zamieszczone przez Ciebie muffiny. Co do reszty, współczuję "doznań" w miejscach publicznych (czytaj: komunikacja miejska i toaleta)Swoją drogą, nie wszyscy faceci, mają tak bardzo ograniczony zasób słownictwa na wyrażenie swoich emocji. Wulgaryzmy były, są i będą, w tzw. szeroko rozumianej przestrzeni społecznej, i niestety nie mamy na to wpływu, ale na szczęście możesz mi wierzyć, my czterdziestolatkowie nie wszyscy tacy jesteśmy. Pozdrawiam, i chyba zacznę czytać Twoje wpisy.
OdpowiedzUsuńLudzie czują świąteczną atmosferę i może z tego powodu są dla siebie tacy mili? A tak naprawdę... nie wydaje Ci się, że tak już jest? Tylko uszy Ci się odetkały na te kilka przypadków :) śmiej się, bo nic innego nie pozostaje.
OdpowiedzUsuńA w kwestii wypieku, bardzo ciekawe foremeczki na te babeczki :> co to są za foremeczki? Takie silikonki? Druga ciekawa rzeczy to faktura masła po upieczeniu, wygląda chrupiąco!